poniedziałek, 26 grudnia 2011

Trzeba być twardym a nie miętkim

Ostatnio unikam pracowego tematu, nie dlatego, żeby nie było co opowiadać - w końcu to praca wypełnia mój czas, więc coś się w tym czasie dzieje. Nie piszę jednak, żeby się nie dołować. Atmosfera w pracy jest ciężka i nerwowa. Wszyscy zestresowani i bezsilni wobec nadmiaru pracy, oczekiwań i niedoboru zasobów, głównie ludzkich. Najgorsze już co prawda za nami, bo od początku grudnia mamy nową managerkę, ale sytuacja poprawia się nieznacznie i powoli. Nowa managerka nie pracuje szybciej ani dłużej niż stara, więc siłą rzeczy nie może zrobić więcej. Trwamy więc w konieczności wyboru pomiędzy tym co mieliśmy zrobić dwa dni temu, a tym co musi być koniecznie skończone do wczoraj. Pracuję więc pod dużą presją,w atmosferze frustracji i beznadziei.

Wygląda na to, że to się w najbliższym czasie nie zmieni, a właśnie przed świętami mój okres próbny został pozytywnie zakończony, więc będę tak pracować jeszcze przynajmniej 1,5 roku. W związku z tym muszę wyhodować sobie skorupkę chroniącą przed toksyczną frustracją i znaleźć sposób na znalezienie się w zaistniałych okolicznościach.

Uważam ogólnie, że poczucie szczęścia i zadowolenie Człowieka z jego Życiowej Sytuacji jest całkiem niezależne od Sytuacji. Zależy natomiast wyłącznie od Człowieka, czyli jego podejścia i usposobienia. I to jest moja obecna myśl przewodnia.

Zamiast narzekać jak mi ciężko, skupię się na tym, co mogę skorzystać na tej pracy, a potencjalnych korzyści jest sporo.
Jedna wynika już z treści tego wpisu - jestem jeszcze bardziej odporna na stres i presję.
Mój angielski z wolna się poprawia, choć głównie w rozumieniu ze słuchu. Mówię prawdopodobnie tak samo słabo jak wcześniej. Samo przebywanie w anglojęzycznym środowisku nie powoduje, że nowe słówka i poprawna wymowa sama wchodzi do głowy.
Uczę się dużo tego, czego powinnam była się nauczyć na studiach. Najwięcej chyba dają kursy CPPE. CPPE to centrum kształcenia ustawicznego farmaceutów, które oferuje materiały szkoleniowe (i później testy potwierdzające zdobycie wiedzy) z różnych dziedzin wiedzy farmaceutyczno-medycznej. Nie jestem z nich tak zadowolona, jak mi się na początku wydawało, że będę. Kursy te są skonstruowane inaczej niż materiały z których korzystałam na studiach. Nie zawierają całej wiedzy, jaką mam przyswoić w danym kursie. Są raczej przeglądem potrzebnych do nauki źródeł. Podpowiadają skąd wziąć informacje i podsumowują najważniejsze fakty. Żeby więc taki kurs ukończyć trzeba się nalatać po internecie i przekopywać przez stosy artykułów i innych materiałów, często tracąc czas na czytanie zbyt szczegółowych i nie bardzo potrzebnych danych. Musze przyznać, że ostatecznie, po obejrzeniu, choćby pobieżnym, podanych źródeł faktycznie dużo się dowiaduję. Więc ten sposób nauki nie jest nieskuteczny. Ale jest czasochłonny i niewygodny. Być może fakt, że chcę wszystko mieć podane na tacy świadczy o moim lenistwie, ale jednak przyswajanie gotowej i wyselekcjonowanej dla mnie wiedzy wydaje mi się bardziej efektywnym wykorzystaniem mojego ograniczonego czasu.

Moja praca polega między innymi na odpowiadaniu na pytanie "czy mogę wziąć ten lek razem z innymi lekami, które biorę". W związku z tym zmuszona byłam nauczyć się wszystkich interakcji w jakie wchodzi syrop na kaszel :) Jest bardzo fajna strona: http://www.medicines.org.uk/emc/ która podaje informacje na co dany lek warto stosować, a  jakie są niebezpieczeństwa. Zaletą jest to, że podaje tylko te istotne informacje, a nie wymienia wszystkich możliwych, prawdopodobnych i teoretycznych działań niepożądanych jakie kiedykolwiek wystąpiły albo mogą wystąpić - co często się zdarza w polskich źródłach. Wada jest taka, że nazwę leku (składnika aktywnego) trzeba dobrze wpisać po angielsku. Polecam niniejszym wszystkim zainteresowanym.


Postanowienie noworoczne mam takie, żeby się zmobilizować i po pracy jednak poświęcić trochę czasu i się pouczyć. Czy to angielskiego czy to czegoś o lekach, ale jednak, żeby coś porobić konstruktywnego. Ostatnio z powodu ciężaru pracy i poziomu stresu skupiłam się bardziej na tym, żeby w pracy jak najwięcej pracować, a w domu spoczywam na laurach, zadowolona z siebie, że udało mi się przetrwać kolejny dzień na polu bitwy z czasem. Tymczasem skutek tego jest taki, że z wyjazdu da Anglii wynoszę głównie zmęczenie... Nie tracąc więc więcej czasu zabieram się do nauki! :)