piątek, 31 sierpnia 2012

Folk Camp

Ostatni weekend (25-27/8/2012) spędziliśmy w bardzo interesujący
sposób. Pojechaliśmy na jeden z reklamowanych nam przed Davida i Jane
Folk Campów. Dostępne są dwa rodzaje takich biwaków - weekendowe i
tygodniowe, większe obozy. Tematem przewodnim tych wyjazdów są
aktywności związane z kulturą ludową, szczególnie jej gałęzią
muzyczną. Organizatorzy, a tym samym uczestnicy, tworzą organizację
non-profit, której celem jest wspólne spędzanie czasu przy tradycyjnej
muzyce i tańcu. Główna działalność to organizacja wakacyjnych obozów
dla całych rodzin, w trakcie których rozrywkę zapewniają sobie sami
uczestnicy - właśnie grając, śpiewając i tańcząc i ogólnie się bawiąc.
Na naszym biwaku było ok. 40 osób, głównie starszych (czy osoby po
60ce to jedyni Brytyjczycy, którzy wychodzą z domu?) ale też kilkoro
rodziców z dziećmi. Davidowie mówią, że jest to bardzo rodzinna
impreza, szczególnie na tych dłuższych wyjazdach roi się od dzieci i
nastolatków.
Organizacja czasu była raczej luźna, co nie znaczy, że nic się nie
działo - uczestnicy spontanicznie zbierali się o dość oględnie
określonych godzinach, żeby wspólnie grać, śpiewać lub tańczyć. W
muzykowaniu za bardzo nie mogliśmy brać udziału, z racji tego, że nie
niczym nie gramy. Nie przeszkodziło mi to jednak popukać trochę w
bęben do taktu :)
W śpiewaniu też braliśmy raczej bierny udział, bo nie znamy
tradycyjnych angielskich piosenek, żeby się móc przyłączyć. Śpiewanie
odbywało się w dwóch odsłonach: Rano było wspólne śpiewanie bardziej
znanych piosenek, często na głosy, a wieczorem wszyscy siadali w kręgu
i po kolei, kto chciał, mógł zaśpiewać piosenkę dla wszystkich.
Pierwszego wieczoru byliśmy zaskoczeni i onieśmieleni ale obiecałam,
że zaśpiewam coś następnego dnia. Cały dzień myśleliśmy jakie piosenki
by się nadały - bawiliśmy się świetnie robiąc przegląd znanych nam
piosenek i przypominając sobie harcerskie czasy :) W końcu
zdecydowaliśmy się na dwie polskie piosenki ("Hej sokoły" i "Sowa" z
Kapeli ze wsi Warszawa), które zaśpiewałam ku ogólnej uciesze
zebranych. Braliśmy za to aktywny udział w tańczeniu.

Tańce w których mieliśmy okazję wziąć udział były inne, niż wszystkie
inne, z którymi się do tej pory zetknęłam. Do tańca potrzebne są trzy
rodzaje osób: tancerze w parach, z reguły w ustalonej liczbie;
muzykanci zapewniający odpowiednią muzykę i "wołacz" - osoba
wywołująca kolejne figury taneczne. Każdy taniec składa się z
następującej po sobie sekwencji figur, które należy wykonywać na
zawołanie wołacza, w takt muzyki. To znaczy, że nie trzeba wcześniej
znać układu - tak jak w naszym polonezie, tylko trzeba reagować na
komendy wołacza. Wołacze na naszym biwaku czytali figury z kartki -
mieli przygotowane różne tańce - a tancerze usiłowali połapać się co
mają robić. Figury zawierały w sobie chodzenie czy przeskakiwanie w
różnych kierunkach, różnego rodzaju obroty i zamienianie się miejscami
na wszystkie sposoby. Nieistotny był przy tym podstawowy krok -
akceptowalne było normalne chodzenie, pod warunkiem, że się wiedziało
gdzie iść :) Dla nas było to dość trudne, bo nie znaliśmy podstawowych
figur, więc często wypadaliśmy z rytmu próbując ogarnąć co się dzieje
i co teraz robimy. Nie zrażaliśmy się tym jednak za bardzo, zwłaszcza,
że niejednokrotnie do tańca zapraszane też były małe dzieci, które
byly dużo bardziej zagubione niż my, a mimo to tańce się odbywały i
udawały. Wiele z tańców, które tańczyliśmy były bardzo stare - z XVII
i XVIII wieku. Próbowaliśmy też jednego tańca z rekwizytem zwanego
"rapper dance" - rekwizytem jest kawałek wąskiej, giętkiej blachy z
drewnianymi uchwytami na obu końcach. Taniec polega na tym samym co
"zwykły" folk taniec tyle, że w obu rękach trzyma się rapper, tak, że
tańczący tworzą zamknięte koło, które zwija się i rozwija w miarę jak
tancerze wykonują różne figury. Pewnie trudno to sobie wyobrazić na
podstawie mojego opisu i też muszę przyznać, że trudno jest to ubrać w
słowa, więc zamiast się dalej wysilać odeślę was od razu do zdjęć i
filmików na moim g+:
Przykładowy folk taniec


Rapper dance część1
Rapper dance część2

W każdym razie, tańce byly fajne i wymagały niezłego główkowania oraz
refleksu. Zabawa przednia i ciekawe doświadczenie.

Ostatniego dnia poszliśmy na wspólny lunch do lokalnego pubu i
zagospodarowaliśmy tamtejszą przestrzeń. Na małej scenie rozsiedli się
nasi grajkowie a my, razem z chętnymi gośćmi ruszyliśmy do tańca. Poza
zwykłym tańcem, bardziej zaawansowani folk-tancerze odtańczyli też
rapper taniec (na filmiku) i taniec z drewnianymi tyczkami, jak i tzw.
morris - taniec z dzwoneczkami i szmatkami w rękach.

Reszta zdjęć tu:https://plus.google.com/u/0/photos/102225926721216505083/albums/5782190259222623329?hl=en