poniedziałek, 17 października 2011

Brytyjscy Polacy

Jak już przy narodowościach jesteśmy, postaram się naskrobać coś o tutejszych Polakach.
Byliśmy pytani o to jak sobie radzą nasi rodacy na obczyźnie, odkąd przyjechaliśmy i jak dotąd unikaliśmy odpowiedzi, wykręcając się brakiem danych :) Nadal nie mamy jakiś super danych i nie nawiązaliśmy kontaktów z żadnymi polakami poza Mileną, którą poznałam zaraz pierwszego dnia i panią krawcową, do której telefon dała mi zagadnięta w sklepie Polka.
Mamy za to trochę obserwacji, którymi można by się podzielić.

Po pierwsze Polaków jest tu, szczególnie w Bostonie, bardzo dużo. Są wszędzie - polski słyszy się na ulicach, w sklepach, w przychodniach, w różnych przedsiębiorstwach itd. Jak już wcześniej pisałam w Bostonie z kupieniem polskich produktów nie ma problemu. Są polskie sklepy z jedzeniem i polska półka w supermarkecie. Jest polski fryzjer, kosmetyczka, solarium, można nawet kupić "Życie na gorąco". A im bliżej lokalnej fabryki, tym częściej słyszy się rozmowy po polsku. W centrum miasta polski słychać równie często jak angielski, a na osiedlach domków jednorodzinnych - znacznie rzadziej. Nie mam na to żadnych twardych statystyk, ale myślę, ze znaczna większość tutejszych Polaków to tania, niewykwalifikowana siła robocza. W fabryce podobno 80% pracowników to Polacy. Jest też sporo ludzi pracujących normalnie w usługach i trochę przedsiębiorców prowadzących sklepy z polskimi produktami i inne biznesy. Obok tego jest grupa emigrantów specjalistów - jak na razie poznałam czworo polskich farmaceutów (poza mną), ale w przychodni jest też jeden polski lekarz, i jak sądzę w innych dziedzinach też są polscy specjaliści.
W grupie niewykwalifikowanych pracowników Polacy są znaczną większością. Poza Polakami są jeszcze Litwini i Łotysze, trochę Portugalczyków i jeszcze inne nacje, ale ich liczba w porównaniu do Polaków jest raczej mała. Pracownicy wykwalifikowani są bardziej zróżnicowani etnicznie. Farmaceutów angielskich poznałam dotychczas zaledwie czworo...  Poznałam za to kilkoro Włochów, Litwinek, Łotyszy, Afrykanów (z Kenii, Ghany, RPA i innych krajów), Hindusów, Rumunów i innych...

Polacy wykwalifikowani wtapiają się w społeczeństwo, więc o nich wiem najmniej. Polacy niewykwalifikowani są bardziej widoczni, i niestety chwały krajowi nie przynoszą. Po pierwsze nie mówią po angielsku, co wszystkich drażni. Do apteki przychodzą i ani dzień dobry nie powiedzą, tylko "polish?, polish?" powtarzają. Anglicy są moim zdaniem twardzi w tolerowaniu tego najazdu, ale i tak czasem im się wymsknie, że to nie jest grzeczne... Każda przychodnia posiada przynajmniej jedną recepcjonistkę mówiącą po polsku - inaczej nie mogliby pracować. Nie anglojęzyczni Polacy mieszkają w tanich mieszkaniach w centrum, kupują w polskich sklepach, piją polskie piwo pod kościołem. Na naszej ulicy są głównie Polacy. Polacy zasiedlili też inne rejony miasta, ale to raczej ci, którzy znają angielski na tyle dobrze, żeby dostać trochę lepszą pracę. Wiele rozmów zaczyna się po angielsku, a kończy po polsku - np. pan który nam wypożyczał samochód zaczął po angielsku:
-good morning is that mr Kopkowski?
-speaking
-dzień dobry, dzwonię w sprawię samochodu...
Ja tak samo gadam - zaczynam po angielsku, a jak mi dadzą receptę i przeczytam nazwisko to już się nie wygłupiam z tym angielskim :-D
W parku też toczą się rozmowy po polsku. raz usłyszałam fragment, który mnie rozbawił:
"-a co Tusk zmieni? Tusk nic nie zmieni!" :):)
Także ogólnie Polacy opanowali miasto i sobie w nim żyją. I rodzą dzieci. W lokalnej szkole jest ponoć więcej polskich dzieci niż angielskich. Jeden nauczyciel powiedział Maniuchowi, że w jego klasie używa się 7 języków, takie jest etniczne zróżnicowanie. Dzieci z resztą są najciekawszym zjawiskiem bo często są całkiem dwujęzyczne. Maniuch opowiada, że do charity przychodzą rodziny, rozmawiające z dziećmi po polsku, a potem dziecko odzywa się do niego, jako obsługującego, perfekcyjnym angielskim.

2 komentarze:

  1. No! ;) I na to czekałem. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. W Chicago i w Nowym Jorku, w polskich dzielnicach, jest podobnie: Polacy nie ucza sie lub nie chca sie uczyc angielskiego. Trudno to zrozumiec, bo z jednej strony narzekaja na brak spojnosci w spolecznosci polskiej czy wrecz animozje a jednak nie chaca wyjsc poza to srodowisko. Zyja w etnicznym gettcie...

    OdpowiedzUsuń