poniedziałek, 24 października 2011

Weekend z Davidem i Jane

Pamiętacie Davida i Jane, u których spędziliśmy pierwszy tydzień w Anglii? Odwiedziliśmy ich w ten weekend i udaliśmy się wspólnie do Parku Narodowego Peak District. Wycieczka bardzo udana, zwłaszcza, że David wszystko nam opowiadał i tłumaczył. Robił więc za przewodnika z dodatkową zaletą, że mówił nie tylko o mijanych atrakcjach, ale też na wszystkie inne tematy. Bardzo dobrze się czuliśmy w ich towarzystwie - tak samo jak poprzednim razem.

Peak District to park leżący pomiędzy kilkoma dużymi ośrodkami miejskimi. Zrozumiałe więc, że park jest oblegany przez turystów. Tym razem jednak nie było bardzo tłoczno i chodziło się z przyjemnością.
Peak District National Park
Sheffield jest nie tylko dużą aglomeracją miejską ale też zagłębiem  górniczo hutniczym - obecnie niezbyt aktywnym - kopalnie i huty zamknięto za rządów Margaret Thatcher i nadal jest tam dość duże bezrobocie.

Chodziliśmy po północno-wschodniej części parku. dokładnie po tym terenie: http://maps.google.co.uk/
Były tam piękne wrzosowiska - niestety już przekwitłe :( i ciekawe skalne formacje, spotykane w Polsce tylko w pobliżu wysokich gór. Krajobrazy ładne, choć podziwianie było nieco utrudnione przez wiszącą mgłę i chmury. Najpierw przeszliśmy się przy brzegu klifu podziwiając odsłonięte, urwiste skały. Potem szliśmy przez otwarte, wietrzne wrzosowiska. Krajobraz był jak wyjęty z Narnii - dokładnie ze Srebrnego Krzesła, gdzie dzieci idą przez wietrzne pustkowia porośnięte niską roślinnością i usiane skałami, natrafiając od czasu do czasu na skaliste pagórki. Pomiędzy skałami można było nieco odpocząć od urywającego głowę wiatru. Porównanie nasuwało mi się same.
Po południu zeszliśmy w dolinę, będącą polodowcowym wąwozem. Niezbyt strome zbocze było pokryte szarymi gazami, pomiędzy którymi powykręcane dęby walczyły o przetrwanie. Krajobraz bardzo sielski i ładny. Na koniec zostaliśmy zawiezieni i oprowadzeni po Creswell Crags. Jest to zespół jaskiń zamieszkałych przez ludzi w epoce lodowcowej. Po dniu pełnym wrażeń poszliśmy na wspólny obiad (Maniuch spróbował lokalnego piwa - podobno dobre) i w końcu trzeba było się pożegnać.

Zdjęcia w galerii

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz